Moja pracownia to moje miejsce na świecie. To, w którym się czuję najlepiej. Wychodzę stąd bo muszę czasem i to jedyny powód.
Latem przyjemniej jest na dworze. Otwieram szeroko drzwi, wystawiam sprzęt i pracownia przenosi się do ogrodu. To wspaniały czas, choć ten zimowy, spędzany przy stygnącym piecu nie jest nic gorszy. Jest inny
![](https://olechnicka.eu/wp-content/uploads/2017/07/bluakokino_ceramika_kurs_07.jpg)
W pracowni najważniejsze są piece. Malutki wypala małe szkiełka, ceramiczne wisiorki, próbki rozmaite. Jest szybki i za to go lubię. Szklany, kupiony okazyjnie jest większy, ale za mały. Marzy mi się, aby urósł. Wygina miski, zgrzewa tafelki i hurtowo szklane drobiazgi
Szafa to dzieło kościerskiego wytwórcy pieców, pana Pawła. Piec z duszą. Duży, ale też mógłby być większy. Wolno się grzeje ale i wolno stygnie. Szkliwo to lubi. Koło przywiózł mi spod Torunia pan Łukasz, wielki i uśmiechnięty facet. Jest pomarańczowe, elektryczne i wygodne. Dogrywałam się z nim długo, obecnie łączy nas nić porozumienia.
Na początku pracownia była duża ale zmalala Większość warsztatów prowadzę poza domem – w Gdańsku Wrzeszczu i w Wejherowie. W mojej piwnicy najczęściej pracuję sama więc i miejsca potrzebuję mniej. Co nie znaczy, że całkiem nie ma miejsca na gości – jest. Zawsze jest